Nadbrzeża Sanu to miejsce równie ważne dla Przemyślan, jak Przemyski Rynek, Park Miejski czy Kopiec Tatarski

Tekst: Waldemar Hryniszyn
Zdjęcia: Wojciech Pilch
Jeśli miałbym zachować w mojej pamięci tylko jeden przemyski pejzaż, to byłby to widok Sanu, oglądany z mostu Orląt Przemyskich, przy zachodzącym słońcu, odbijającym się w szybach nadbrzeżnych kamienic. Jest to obraz tak spektakularny, że choć miałem szczęście widzieć go niezliczoną ilość razy, za każdym razem, wraz ze wszystkimi obecnymi w tym miejscu szczęśliwcami, pospiesznie wyciągam aparat i robię kolejne "najpiękniejsze zdjęcie w moim życiu".

Zielonooki San, jak pisał o nim Przemysław Bystrzycki

był od zawsze dla mnie rzeką magiczną. Wychowywałem się pływając w Sanie, spływając Sanem, skacząc do Sanu, chodząc nad Sanem po moście kolejowym czy Żółtą Rurą, przechodząc po zamarzniętym, zimowym Sanie, łowiąc w nim ryby, no i oczywiście pijąc nie najdroższe trunki, pod jego wszystkimi mostami. San to po prostu życie. Rzeka tętnica, aorta. Miasto powstało dzięki niej i dzięki niej żyje.

Wydaje mi się, że wszyscy mieszkańcy naszego miasta mają podobny stosunek do Sanu. Pomimo tego, że dzieli on miasto na pół, to łączy nas wszystkich w zachwycie nad swoim urokiem. Niezależnie od wieku, statusu, religii, narodowości, orientacji seksualnej i ilorazu inteligencji, każdy mieszkaniec Przemyśla, na wspomnienie o Sanie, łagodnieje i przypomina sobie swoje najlepsze nadsańskie przygody.

Przemyskie wybrzeże Sanu zasługuje na to, aby jego remont został skonsultowany z mieszkańcami

Nadbrzeża Sanu to miejsce równie ważne dla Przemyślan jak Przemyski Rynek, Park Miejski czy Kopiec Tatarski. Śmiem twierdzić, że ze względu na swoją dostępność i funkcjonalność, nawet ważniejsze. To miejsce znakomite do czytania książek na ławkach, rekreacji na rowerach, rolkach,do spacerów, jazdy na deskach po tarasie, biegania, robienia zdjęć ślubnych, siedzenia na schodkach ze znajomymi, rzucania kaczek lub karmienia kaczek, wyprowadzania psów, obserwowania ptaków, podziwiania w zamyśleniu, wolno przesuwających się chmur nad górą w Prałkowcach.

I właśnie dlatego, remont nadsańskiego wybrzeża wymaga uwagi i troskliwości.

Jeżeli mamy zmieniać to miejsce, to tylko w kierunku jeszcze większej dostępności i atrakcyjności dla pieszych i rowerzystów, jeszcze lepszej ochrony zieleni, okolicznych zabytków i pięknych pejzaży. Gdy pozwolimy na poszerzenie jezdni dla samochodów, wycięcie drzew, jeśli pozwolimy na wykonanie podkopów pod mostami po stronie Zasania, na odcięcie barierkami placu Orląt, zniszczona zostanie ta wspaniała przestrzeń, zmarnujemy publiczne pieniądze i będziemy jeszcze bardziej sfrustrowani i podzieleni.

Przemyskie wybrzeże Sanu zasługuje na to, aby jego remont, skonsultowany uprzednio z mieszkańcami, został zaprojektowany przez najlepszych możliwych specjalistów wyłonionych w drodze konkursu. W przeciwnym razie stanie się to samo co z Przemyskim Rynkiem. Któregoś ranka obudzi nas warkot pił motorowych ścinających drzewa, który przejedzie w warkot jeżdżących ciężarówek. Miejsca na rekreację i odpoczynek w takich warunkach już nie będzie.